3 czerwca 2009

Dzień 12 – droga z Cuzco przez Olantaytambo do Aquas Callientes (Machu Picchcu)

Zostawiamy duże plecaki w hotelu w Cuzco, bierzemy ze sobą tylko niezbędne rzeczy do dwóch podręcznych plecaczków.

Rano jesteśmy punktualnie na dworcu kolejowym. Szukamy wskazanej przez agencję osoby – błąd! Zgłasza się inny przedstawiciel, który ponoć świetnie zna naszego i po chwili, po rzekomym telefonicznym kontakcie z nim, informuje o braku możliwości dostania się do Aquas Callientes w bieżącym dniu. W moim mózgu słyszę ostry dzwoneczek – czuję kolejne „naciąganie”. Krótkie pytanie do rzekomego „przyjaciela agenta”, skąd wie o naszych planach podróży, skoro dopiero teraz mieliśmy je ustalać...

Podziałało. Agent grzecznie wycofuje się i dalej już wszystko załatwiamy sami.

Bardzo uprzejma obsługa w kasach biletowych informuje o możliwości dojazdu pociągiem do Aquas Callientes z Olantaytambo – czyli dokładnie tą trasą, na której nam zależało.

Do Olantaytambo sugerują dotrzeć albo autobusem regionalnym, albo taksówką – podają nawet adres dworca, z którego możemy złapać odpowiedni dojazd i przybliżone ceny (w Peru, gdzie większość cen trzeba ustalać samemu, dobrze jest wiedzieć w jakich granicach można negocjować).

Zależy nam na czasie, wynajmujemy więc taksówkę i docieramy do Olantaytambo ok. 9 rano.

Mamy jeszcze ponad dwie godziny do odjazdu pociągu, które wykorzystujemy na zwiedzenie znajdującej się tam zachwycającej inkaskiej twierdzy i miasteczka. Już nam się podoba!!!



Potem przejazd sławnym pociągiem Perurail do Aquas Callentes, kupno wejściówek na Machu Picchu, znalezienie odpowiedniego hostelu i jesteśmy gotowi usiąść na zasłużony lunch i wypoczynek. Teraz dopiero widzimy, że miasteczko stara się stworzyć dla swoich gości odpowiednią atmosferę. Radość z goszczenia u siebie licznych rzesz turystów prawie każdy restaurator pragnie podkreślić kusząc non-stop „happy hours”- czyli serwując np. cztery drinki w cenie jednego. Gdyby nie wspinaczka następnego dnia, kto wie...?