22 lutego 2009

Dzień 2 - Lima

"Pyszne" śniadanie: kawa, dwie bułeczki z masłem. Delektujemy się... Przed kolejnym śniadaniem zaopatrujemy się na wszelki wypadek w pomidory, cebulę, ser ... itp. Oczywiście na drugi dzień dostajemy w hotelu i ser, i szynkę, i jajka sadzone, dżem i mleko...

W hotelu możemy do woli korzystać (na dodatek bezpłatnie) z Internetu. Z wielką przyjemnością przesyłam do całej rodziny pierwszą dawkę "emocji" - potem będzie to już nawyk. Zaskakująca rzecz. Jesteśmy tak daleko, a mamy albo bezpłatnie, albo za grosze tak rewelacyjne możliwości kontaktu z najbliższymi. Wykorzystujemy do maksimum tę możliwość. Jak się potem okazuje, sprawiamy tym ogromną radość.

Przed nami pierwsze wyzwanie - Lima.

Po „udanych" targach z taksówkarzem (przed wejściem do każdej taksówki zawsze ustala się cenę za trasę do określonego miejsca - dotyczy to całego Peru i nie tylko turystów, ale również Peruwiańczyków) dojeżdżamy do Centrum Limy - Plaza Mayor, dawniej Plaza de Armas.

Zwiedzamy Katedrę z przepięknym muzeum katedralnym, kościół Św. Franciszka z klasztorem i katakumbami, Muzeum Sztuki ze zbiorami z XII w. p.n.e., ceramiką, rzeźbą i malarstwem z różnych epok, aż do XXI wieku naszej ery.

W centrum Limy staramy się odwiedzić każde miejsce zaznaczone w przewodniku.

W południe obserwujemy zmianę warty przed Pałacem Prezydenckim.

Na lunch wybieramy pełną Peruwiańczyków restauracyjkę, zamawiając tak jak oni tzw. „menu dnia". Zestaw kosztuje 5 soli, czyli około 5 złotych. Wybieramy jak zwykle dwie różne propozycje potraw, którymi wymieniamy się. Dania są świeże i smaczne. Dodatkowo poznajemy prawdziwą kuchnię peruwiańską!

Zaczynamy też trochę czuć atmosferę Limy. Przyglądamy się ulicznym sprzedawcom lodów, straganom z dewocjonaliami, czyścibutom, którzy są skłonni wyczyścić pastą nawet sandały i szmaciane tenisówki...

Na każdym skrzyżowaniu wśród samochodów kwitnie sprzedaż słodyczy, gazet, globusów i... szczurów...? Tych ostatnich nie wiemy dlaczego - czyżby też były produktem spożywczym, tak jak chętnie jadane w rejonie Cuzco świnki morskie?

Poruszamy się taksówkami - są najtańsze i najpewniejsze. Autobusy komunikacji miejskiej są oczywiście wszędzie, ale nie wiadomo dokąd jeżdżą. Pomocnicy kierowców wykrzykują trasę, niestety po hiszpańsku, no i trzeba znać miasto....

13 lutego 2009

Wyprawa do Peru - Dzień 1 "Warszawa-Lima"

Wylot - wszystko wygląda perfekcyjnie, oprócz najważniejszego.

Jak dostać się do Amsterdamu pierwszym samolotem o 6.20. (Jurek, pilot LOTu, ma prawo do tanich biletów lotniczych - jedyny mankament to brak możliwości rezerwacji miejsc, czyli latamy w ostatniej kolejności, jak już nie ma chętnych).

Potem do Limy o 10.15 jest nieźle - 60 miejsc wolnych.

Z pomocą przychodzi kapitan KLM. Obiecuje Jurkowi rezerwację tzw. „jumpseats" (miejsca wykorzystywane przez załogę samolotu). W efekcie obsługa KLM zaprasza nas do business class - super! Lecimy!

Drugi etap z Amsterdamu do Limy niezwykle przyjemny - miejsca obok siebie, załoga rewelacyjna, catering wyśmienity, dodatkowo wspaniały program filmowy, muzyczny, rozrywkowy...

Lądujemy w Limie około 17.00 tego samego dnia (zyskujemy 7 godzin!).

Musimy dostać się do dzielnicy Miraflores i hotelu wybranego przeze mnie w Internecie. Pierwsza przeprawa z taksówkami. Wybieramy tzw. „zielone", które są polecane przez przewodniki. Przynajmniej pierwszego dnia chcemy czuć się bezpiecznie...

Tu zaczyna się „stara śpiewka", dobrze nam znana z Indii. Taksówkarz wie, że nie ma wolnych miejsc w „naszym" hotelu (właściwie to w żadnym obok również), ale na szczęście ma „zaprzyjaźniony", do którego chętnie nas zawiezie. Twardo odpowiadamy, że mamy rezerwację.

Rezerwacji oczywiście nie mamy i jak na złość w moim „wybrańcu internetowym" nie ma tego dnia miejsc. Natomiast bardzo uprzejma obsługa od razu kieruje nas do hoteliku obok - JESZCZE LEPSZY!

O tym, że obsługa hotelowa jest niezwykle pomocna w każdej trudnej sytuacji wiem z zamieszczonych w Internecie opinii klientów (czyli warto wnikliwie czytać).