Do tej pory nie jest znany cel stworzenia tego typu dzieła.
Odkrywca Paul Kosok nazwał rysunki największą astronomiczną księgą świata. Jego asystentka Maria Reiche naniosła je na mapę i do końca swojego życia walczyła o ich ochronę.
Po publikacji popularnej w latach 70-tych książki Ericha von Daniken'a, której autor przypisywał im kosmiczne znaczenie, stało się to konieczne z uwagi na niekontrolowany najazd zmotoryzowanych turystów, bezwiednie niszczących zabytkowe stanowiska.
Przed naszym lotem siedzimy w poczekalni oglądając film poświęcony pracy archeologów regionu Nazca.
Potem przechodzimy na płytę lotniska i startujemy małą Cesną.
Pilot zręcznie manewruje pokazując rysunki na ziemi, tak by pasażerowie z lewej i z prawej strony mogli wszystko zobaczyć.
Dla osób, które nie miały kontaktu z lataniem sportowym są to trudne chwile - walka pomiędzy ciekawością a słabością własnego organizmu na przeciążenia spowodowane bardzo głębokimi zakrętami i termicznymi zmianami wysokości.
Dla mnie i dla Jurka to sama przyjemność - czujemy się tak, jakbyśmy znowu mieli po 20 lat.
Robimy ok. 200 zdjęć, z których do albumu wybierzemy nie więcej niż 10. Oby chociaż tyle wyszło!
Potem powrót do hotelu taksówką. Jedziemy 5-osobową taksówką w 7 dorosłych osób (cztery z tyłu, dwie plus kierowca z przodu). Przed wjazdem na asfaltową ulicę nasz kierowca zapina pas bezpieczeństwa. Widząc moje poszukiwania pasów (siedzę z Jurkiem z przodu) kierowca wyjaśnia, że przepis dotyczy jedynie prowadzącego pojazd... Ciekawe...
Wolne popołudnie zagospodarujemy krótką chwilą na basenie, a potem kolejne zwiedzanie stanowisk archeologicznych w obrębie Nazca.
Próbujemy też pierwszy raz mate de coca - herbatę z liści koki, którą według wskazówek tutejszej obsługi hotelowej, mamy obowiązkowo pić przebywając na dużych wysokościach.
Jak potem odkrywamy w każdym hotelu obok termosów z wrzątkiem wystawione są do ciągłego użytku liście koki. Rdzenni mieszkańcy piją napar i żują liście codziennie. Jest to ich sposób na walkę z objawami choroby wysokościowej.
Liście koki parzy się 5 minut, a napar smakiem przypomina coś pomiędzy herbatą zieloną i rumiankiem. Żadnych efektów wypicia „herbatki" nie zauważamy.
Nocą wyjeżdżamy do Arequipy.
Autobusy dobrych linii posiadają całkiem przyzwoite siedzenia. Niektóre umożliwiają nawet leżenie podczas podróży - to oczywiście za odpowiednią cenę. Pozostałe miejsca są także wygodne. Siedzimy zatem w pozycji półleżącej z podniesionymi lekko nogami. Udaje się odpocząć.
Słuchając przestróg spotkanych turystów trzymamy podręczny bagaż przy sobie - umieszczony na półce może zniknąć, kiedy zaśniemy (najgorsze, że ze wszystkim na czym nam zależy). Reszta bagażu - oznaczona przez przewoźnika jak w samolocie i przewożona w odpowiednich lukach - jest bezpieczna.